Tylko 6 procent PKB na zdrowie – czy to wystarczy?
System ochrony zdrowia to jeden z najistotniejszych obszarów działania państwa. W końcu każdy z nas był, jest lub będzie pacjentem. Oczywiście będzie szczęśliwy, jeśli spotka na swojej drodze nowy szpital z łatwą dostępnością do świadczeń opieki zdrowotnej i zadowolonym personelem medycznym. Znacznie gorzej, jeśli zobaczy stare mury, zdesperowany personel traktujący pacjenta jak niechcianego intruza, a do tego ogromne kolejki oczekujących na pomoc medyczną. Mimo że inwestycje publiczne i prywatne w ochronę zdrowia znacząco rosną, nadal daleko nam zarówno do średniej nakładów na ten obszar wśród państw OECD, jak i do zaspokojenia oczekiwań Polaków.
Andrzej Mądrala
Mimo tego w Polsce można zauważyć zupełny brak pomysłu na to, jak usprawnić system ochrony zdrowia. Od 1999 r., – czyli wprowadzenia quasi-ubezpieczeniowego modelu systemu opartego na powołaniu Regionalnych Kas Chorych, który zresztą po niewiele ponad 3 latach został rozmontowany i silnie scentralizowany – tak naprawdę żaden rząd nie miał spójnej wizji funkcjonowania systemu. Wszystkie wprowadzane zmiany miały charakter mniejszych lub większych korekt, a silniejsze zmiany zwykle powodowane były brakiem środków finansowych jak np. zmiana systemu refundacji, próba przekształcania szpitali publicznych w spółki kapitałowe itd.
Sieć szpitali nie zdaje egzaminu
Wydawało się, że ostatnie już prawie trzy lata będą inne. Partia, która wygrała wybory, miała dość jasny program polityczny w obszarze ochrony zdrowia. Być może nie zawierał on kompleksowych rozwiązań największych bolączek systemu, ale nadawał zmianom silny kierunek w stronę zwiększania roli mienia państwowego w tym obszarze. W Ministerstwie Zdrowia pojawiła się mocna grupa, która jak się wydawało wtedy, miały jasno określony cel: utworzenie tzw. sieci szpitali w oparciu przede wszystkim o jednostki publiczne.
Pracodawcy RP byli tej koncepcji przeciwni i wielokrotnie przedstawialiśmy nasze założenia budowy zdrowego systemu! Przez krótki czas koncepcja ta była jednak konsekwentnie i czasem bez refleksji realizowana. Skutkiem tego jest m.in. wykluczenie możliwości funkcjonowania prywatnych firm w ramach państwowego systemu ratownictwa medycznego, a także utworzenie właśnie sieci szpitali, której konstrukcja spowodowała, że nie znalazły się w niej mniejsze jedno- lub kilkuprofilowe szpitale prywatne.
Niestety, ta sieć w połączeniu z rosnącymi oczekiwaniami płacowymi pracowników medycznych, konsumuje większość budżetu, mimo wcześniejszych deklaracji politycznych. Jednocześnie finansowanie prywatnych szpitali przez Narodowy Fundusz Zdrowia znacznie spadło. Pacjenci oczekujący na zabiegi w tych ośrodkach zderzają się z odsunięciem terminów operacji nawet o kilka lat. Powoduje to niestety ogromne zamieszanie na rynku usług zdrowotnych, choć niektórzy dyrektorzy oddziałów Narodowego Funduszu Zdrowia tego nie dostrzegają.
Rządowe zmiany miały także doprowadzić do przeformułowania rynku ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, poprzez przesunięcie środków z obszaru prywatnego do publicznych szpitali. Na szczęście nie zostało to zrealizowane. Wiadomo przecież, że należałoby przeprowadzić kilkadziesiąt tysięcy postępowań konkursowych w NFZ, czego bał się każdy Minister Zdrowia przez ostatnie prawie 20 lat.
W tym przypadku zdecydowano się na wielokrotne prolongowanie umów, wraz z decyzją o przedłużeniu obecnej sytuacji do końca 2019 r. Oczywistym jest, że aneksowanie umów zawsze wiązało się z negocjacjami, w wyniku których prywatni przedsiębiorcy otrzymywali zwykle propozycje niższych kontraktów niż dotychczas. W skrajnych przypadkach wydłuża to czas oczekiwania pacjentów o kilka lat.
Sieć szpitali czeka na pierwsze podsumowania, jednak można się spodziewać, że nie jest ona efektywna kosztowo. Przy większych nakładach i blisko 50 proc. udziale szpitalnictwa w budżecie NFZ, kolejki do większości procedur wydłużyły się, przy jednoczesnym pogorszeniu się sytuacji finansowej wielu podmiotów leczniczych, szczególnie tych mniejszych, szpitali powiatowych.
Spóźniona debata
Po pierwszych dwóch latach w wyniku wielu kontrowersji i wątpliwości nastąpiła zmiana ministra zdrowia, a no-wy minister zapowiedział Narodową Debatę o Zdrowiu „Wspólnie dla Zdrowia”. Wydaje się to o tyle dziwne, że najpierw wprowadzono reformę, a obecnie będziemy szukać najlepszych wzorów w innych krajach europejskich, które zanotowały znaczące sukcesy systemu zdrowotnego. Tutaj pozostaje przedstawić kilka retorycznych hipotez.
Czy to oznacza próbę weryfikacji programu po pierwszych dwóch latach niepowodzeń zmian, czy to może ucieczka do przodu i szukanie pomysłów wśród ekspertów? Czy też nieudana próba odwrócenia uwagi od rzeczywistych problemów systemu ochrony zdrowia? Jedno jest pewne: immanentną cechą rzetelnie prowadzonej debaty do czasu jej zakończenia i przygotowania jej podsumowania, jest odłożenie decyzji o jakichkolwiek istotnych zmianach. Mamy więc jeszcze 14 miesięcy „trwania” w zastanej rzeczywistości.
Pozostaje mieć nadzieję, że ten czas zostanie spożytkowany na rzeczywiste przygotowanie propozycji spójnych i kompleksowych zmian w systemie ochrony zdrowia i co najważniejsze, że ten, kto wygra kolejne wybory parlamentarne, wdroży wypracowaną koncepcję i będzie ją konsekwentnie realizował, niezależnie od popularności przyjętych w niej rozwiązań.
Środowisko Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej, które reprezentuję, już od kilku lat identyfikuje obszary ochrony zdrowia, w których istnieje potrzeba wypracowania nowych rozwiązań. Widzimy potrzebę kompleksowej reformy, która umożliwi efektywniejsze wydatkowanie środków zarówno publicznych jak i prywatnych. W 2013 r., wierząc w skuteczność apolitycznych i oddolnych inicjatyw, przygotowaliśmy dokument „Akademia zdrowia 2013-∞”, który zawierał propozycje rozwiązań wskazanych problemów. Niestety, ministrowie zdrowia tylko w nieznacznym stopniu skorzystali z naszych propozycji.
Wyzwania dla ochrony zdrowia
Polski system ochrony zdrowia w najbliższych latach będzie się zmagał z wieloma trudnościami i koniecznością podejmowania niepopularnych decyzji. Jesteśmy przekonani, że zakładane 6 proc PKB nakładów na ochronę zdrowia w 2024 r. będzie zdecydowanie niewystarczające. Już teraz państwa OECD przeznaczają na zapewnienie dobrego stanu zdrowia obywateli średnio 9 proc. PKB i nakłady te rosną w tempie powyżej 5 proc. r.r. Nie ma wątpliwości, że zakładany wzrost finansowania nadal będzie powodował ciągłe funkcjonowanie systemu w ramach niedoboru środków.
Jeszcze poważniejszy problem mamy z niedoborem kadr medycznych – lekarzy, pielęgniarek, laborantów i wielu innych grup pracowników. Niskie finansowanie systemu powodowało, że przez lata trzeba było oszczędzać na wszystkim i wszystkich – a więc ich koszty płacili także pracownicy. Jednak to spowodowało, że młode osoby nie chciały się kształcić w tych obszarach (przykład pielęgniarek i położnych), bądź też, jak w przypadku lekarzy, proponowana liczba miejsc na uczelniach medycznych nie była wystarczająca, aby zapewnić zastępowalność pokoleń starzejących się medyków. Skutek jest jeden – bez pracowników z zagranicy system sobie nie poradzi, a będą oni konsumowali każdy pojawiający się w systemie pieniądz. Trudno to krytykować, jednak konsekwencje będą niebagatelne dla systemu i oznaczają, że potencjał zwiększania dostępności do usług medycznych jest bardzo ograniczony. Stowarzyszenia pacjentów zdają się jeszcze tego nie dostrzegać.
Kolejnym ważnym obszarem jest infrastruktura szpitalna. Do końca 2017 r. szpitale miały czas, aby dostosować budynki do wymogów określonych w rozporządzeniu ministra zdrowia z 26 czerwca 2012 r. w sprawie szczegółowych wymagań, jakim powinny odpowiadać pomieszczenia i urządzenia podmiotu wykonującego działalność leczniczą. W związku z tym, że koszty dostosowania były wysokie, ten obowiązek był konsekwentnie prolongowany przez kolejne lata.
Szacuje się, że nawet kilkaset szpitali, głównie w starych publicznych budynkach, norm nie spełnia. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami, jeśli zdaniem Inspekcji Sanitarnej nie są groźne dla pacjenta, mogą dalej funkcjonować, co nie znaczy, że co do zasady nie muszą dostosować się do norm.. Z politycznego punktu widzenia, nikt nie ma wątpliwości, że pacjenci w Polsce nadal będą leczeni w przestarzałych budynkach, a żaden szpital nie zostanie zamknięty.
Na szczególne zainteresowanie zasługuje również efektywność usług medycznych. Dziś NFZ i MZ szukają jej w obniżaniu za wszelką cen kupowanych towarów i usług (niska wycena świadczeń). Cieszy, że decydenci widzą potencjał oszczędności wynikający z lepszego nadzoru nad systemem poprzez jego informatyzację (np. e-recepty), jednak szkoda, że nie szuka się systemowych rozwiązań w tych obszarach, gdzie skuteczność byłaby największa – jak np. prawie 25 % wizyt, które nie dochodzą do skutku z powodu absencji pacjentów. To marnowanie zasobów rzadkich, jakimi są lekarze i infrastruktura medyczna. Martwi też, że system jest powolny w dostosowywaniu taryf do rzeczywistych kosztów świadczeń, co prowadzi multiplikowania wizyt i dodatkowo obniża efektywność.
Dobrym przykładem braku efektywności jest sztywne określanie w przepisach prawa normy zatrudnienia. Jeśli uzależnimy liczbę pielęgniarek od liczby łóżek, ten proces się pogłębi. Nie zapominajmy, że w Polsce mamy bardzo wysoki odsetek wolnych łóżek. Czy ta zmian spowoduje dostosowanie zasobów do rzeczywistych potrzeb? Wątpię, a jeśli tak, to w sposób niekontrolowany i nieoczekiwany przez resort zdrowia.
Wreszcie, warto zauważyć konflikt między NFZ i MZ, który jest wpisany w Polski system ochrony zdrowia. Celem NFZ jest kupowanie świadczeń przy zachowaniu dodatniego bilansu finansowego, a celem MZ – szeroko rozumiany dobrostan zdrowotny społeczeństwa. W sytuacji niedoboru środków jest to trudne do pogodzenia. Przykładów mamy wiele – obniżanie wartości umów ze świadczeniodawcami przez NFZ, negowanie zakwalifikowania pacjentów do programów lekowych z powodu przekroczenia budżetu itd.
Konkludując, przed nami wiele wyzwań i jestem przekonany, że bez istotnej roli sektora prywatnego w ochronie zdrowia, Polska nie rozwiąże wielu spośród wyżej wymienionych problemów. Niezbędne jest, więc skierowanie większego strumienia środków do prywatnych podmiotów. Po drugie, w tym wszystkim coraz częściej zaczynamy gubić sens istnienia systemu ochrony zdrowia i mam wrażenie, że żadna reforma nie odpowiadała na potrzeby pacjenta.
Tylko odważne decyzje mogą zmienić system ochrony zdrowia. Wierzę, że Polacy wreszcie to zrozumieją, a ochrona zdrowia stanie się obszarem istotnym politycznie, dzięki czemu wybory będzie przegrywała ta partia, która nie podejmie próby prawdziwych reform, a nie ta, która je przeprowadzi.
Andrzej Mądrala – Wiceprezydent Pracodawców RP od 2006 r., Prezes Zarządu Centrum Medycznego MAVIT Sp. z o.o., Wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych, przewodniczący Platformy „Zdrowe Zdrowie” Pracodawców RP.
Dodaj komentarz