Sukces na własnych zasadach
Jestem dumny, że dzięki ciężkiej pracy i determinacji z mikroprzedsiębiorstwa zbudowałem firmę zatrudniającą kilkadziesiąt osób, która świetnie zna się na rzeczy i jest przygotowana, by konkurować z większymi. Wierzę, że nie sztuką jest coś osiągnąć, ale osiągnąć to na własnych zasadach, odrzucając pokusy, żeby iść na skróty – mówi Piotr Szulborski, prezes zarządu firmy Savicon, oferującej kompleksowe rozwiązania dla lotnisk.
Jak zaczęła się Pana kariera w branży lotniczej?
Piotr Szulborski: Jak to zwykle w życiu bywa, zaczęło się od przypadku. Mimo młodego wieku nie rzucałem się na pieniądze, ale patrzyłem na pracę przez pryzmat innych wartości, które mogę zyskać. Pracowałem wówczas w firmie, gdzie szef chwytał się każdego zlecenia, żeby tylko zarobić więcej. Gdy pojawił się temat lotniskowy, doświadczeni inżynierowie w zespole odmawiali mu ze względu na spore ryzyko. Powierzył więc projekt mnie, a ja byłem gotowy uczyć się pod okiem mentorów. Potem w innej firmie powierzono mi dział lotnisk. Tam zajmowałem się m.in. portem w Modlinie, w Rzeszowie i w Katowicach. W pewnym momencie pojawił się przetarg na budowę lotniska w Lublinie. Budowa systemu bagażowego znacznie przekraczała budżet, jaki zgłaszali w ofertach dostawcy. Postanowiłem sam poznać te systemy za granicą. Okazało się, że przeprojektowany system pozwolił jeszcze sporo na tym zarobić. Rok później pojawił się przetarg na przebudowę Terminala I w Warszawie, który wygraliśmy nie ceną, lecz wykazując błędy techniczne konkurencji. Z czasem jednak korporacja zbyt intensywnie zaczęła eksploatować mnie, a przy okazji firmy podwykonawcze, które za sobą ściągnąłem. To sprawiło, że postanowiłem otworzyć własny biznes.
Pozostanie w branży było naturalnym wyborem?
Piotr Szulborski: Szczerze pokochałem branżę lotniczą. Tu nie można się nudzić, każdy dzień jest podróżą. Ponieważ przepisy są zunifikowane, niezależnie od tego, czy pracujemy w Polsce, czy na Bahamach, korzystamy z atutów globalizacji i nie musimy uczyć się od nowa, realizując zlecenie na drugim końcu świata. Gdy postanowiłem pójść własną drogą, wiedziałem, jak nie chcę zarządzać, bo choć wiele się w poprzedniej firmie nauczyłem i było to cenne branżowo doświadczenie, to miałem inny kręgosłup moralny i pod względem wartości mocno się rozmijałem z polityką zarządu.
Na swoim musiałem jednak zrobić dwa kroki wstecz, bo korporacja, przy wszystkich jej mankamentach, to cash flow, który pozwala realizować potężne projekty. Ja miałem ograniczony budżet, dlatego moja firma przez kilka lat była biurem projektów. We współpracy z Polconsultem zaprojektowałem praktycznie wszystkie lotniska w Polsce od strony dróg startowych i dróg kołowania. W Gdańsku wdrożyliśmy autorski, innowacyjny system, który pozwolił zaoszczędzić potężne pieniądze, a sprawdził się równie dobrze jak znacznie droższa alternatywa. W międzyczasie założyłem biuro badawczo rozwojowe Ap-Tech, w którym opracowaliśmy certyfikowane oprogramowanie stosowane w wielu portach lotniczych na świecie. Uznałem jednak, że wolę walkę na froncie niż pracę badawczą. I z tego przekonania zrodził się Savicon – firma, w której sam chciałbym pracować.
Czy od początku miała ona wiodącą specjalizację?
Piotr Szulborski: Główny akcent postawiłem na systemy bagażowe. Specjalizacja pozwala zyskać renomę. Producentów było na tym polu wielu i, powiedzmy sobie szczerze, nie jest to sztuka. Dlatego postanowiłem, że Savicon będzie swego rodzaju siłą uderzeniową dla producentów globalnych, integrując poszczególne elementy i budując z tych klocków systemy idealne. Szczycimy się tym, że ożywiamy nieożywione ogniwa systemu, aby efekt był korzystny ekonomicznie i satysfakcjonujący dla klienta. Dodatkowo mamy zdolności instalacyjne, a całość uzupełniamy o rozwiązania IT. W przeciwieństwie do korporacji działamy sprawnie, nie przeciągając całego procesu, bo nie lubimy tracić czasu i wiemy, że dla klienta to też duża wartość. Ważne przy tym jest to, że mamy praktycznie nieograniczony wybór dostawców rynkowych. Współpracujemy z tymi producentami, którzy są dla nas najlepsi w konkretnym przypadku, a nie z tymi, z którymi wiązałaby nas umowa wyłącznego przedstawicielstwa. Najbardziej lubimy pracować na żywym organizmie, tak, aby pasażer nie odczuł tego, co dzieje się za kulisami. Oczywiście najłatwiej jest projektować systemy na nowo budowanych lotniskach, gdy nic i nikt nie przeszkadza, ale ja wolę, gdy jest ciekawie, a nie łatwo. Lubię trochę pogłówkować, wtedy efekt lepiej smakuje.
Kto jest zleceniodawcą usług Salvicon?
Piotr Szulborski: Na polskim rynku naszym klientem są lotniska i działamy zwykle jako generalny wykonawca. Na świecie zazwyczaj realizujemy zlecenia wielkich dostawców systemów bagażowych. Oprócz tworzenia utrzymujemy i serwisujemy istniejące systemy, co okazało się nieocenionym filarem firmy w czasach pandemii, gdy nowych inwestycji nie było, a firma musiała się utrzymać. W tym okresie nie zwolniłem ani jednego pracownika, chociaż lekko nie było. Jestem z tego dumny, bo uważam, że pracownik jest realną wartością, a nie pozycją w Excelu. Dlatego dbam o mój zespół, bo to dzięki ludziom firma się rozwija. Dodam, że nigdy nie dałem ogłoszenia o pracę, a zespół ładnie się rozrósł. Jesteśmy inni, każdy jest unikalny i razem tworzymy sprawnie działający organizm.
W pandemii realizowaliśmy też projekty zagraniczne – w Tallinie i na Bałkanach, podróżując samochodem, w eskorcie, z pozwoleniami odpowiednich służb. To było duże wyzwanie, ale podołaliśmy. Z perspektywy widzę, że Covid ośmielił nas do korzystania z globalności rynku. Od tamtej pory śmiało podejmujemy się projektów zagranicznych. W pandemii zaczęliśmy też produkować przyczepy offroadowe, idąc za naszą pasją. Dlaczego o tym mówię? Bo to pokazuje, że nie boimy się wyzwań, wciąż szukamy nowych dróg rozwoju i − co najważniejsze − nie poddajemy się, gdy napotykamy przeszkody. Mam szczęście pracować z ludźmi z charakterem i z zasadami, którzy myślą podobnie i mają takie samo podejście do ważnych spraw jak ja. Jesteśmy zmotywowani i ambitni. To pozwala nam walczyć z dużo większymi firmami jak równy z równym. Mało tego, niejednokrotnie wygrywamy. Jestem dumny, że dzięki ciężkiej pracy i determinacji z mikroprzedsiębiorstwa zbudowałem firmę zatrudniającą kilkadziesiąt osób, która świetnie zna się na rzeczy i jest przygotowana, by konkurować z większymi. Od 6 lat z roku na rok rośniemy 2−2,5 raza. Wierzę, że nie sztuką jest coś osiągnąć, ale osiągnąć to na własnych zasadach, odrzucając pokusy, żeby iść na skróty.
Postęp technologiczny dokonuje się na naszych oczach w zastraszającym tempie. Czy dotyka on również usług dla branży lotniczej, w której specjalizuje się Savicon?
Piotr Szulborski: Branża lotnicza żyje i się zmienia, a my podążamy za jej rozwojem. Wykładnią rozwiniętego społeczeństwa jest dziś zdolność do podróży. W USA i Europie od 3 do 5 proc. społeczeństwa regularnie podróżuje samolotem. W Polsce to 1 proc. Skok jest więc przed nami. Ludzie chcą latać i latają coraz więcej, nie tylko za granicę. Rynek wewnętrzny jest bardzo chłonny. Jednocześnie w branży lotniskowej wszystko starzeje się nieco wolniej, choć co 5−10 lat branża musi dostosowywać się do nowych norm.
Przykład zmian, które się dokonują? Kiedyś inżynier serwisant biegał z kartką, notował swoje czynności, potem wpisywał je do książki serwisowej. Dziś korzystamy z aplikacji, która wszystkie te czynności robi za niego. Problematyczne kwestie są sygnalizowane, co wymusza interwencję i naprawę problemu. To wszystko duża oszczędność czasu.
Z których inwestycji jest pan najbardziej dumny?
Piotr Szulborski: Z systemu bagaży wcześnie odprawionych na lotnisku w Warszawie. Była to pierwsza tego typu inwestycja w kraju, a druga albo trzecia w Europie.
Jakieś inwestycje marzeń?
Piotr Szulborski: CPK. Jestem fanem tego projektu, nie tylko dlatego że pracuję w branży i potencjalnie mogę dostać kawałek tego tortu. Jako inżynier i specjalista w swojej dziedzinie uważam, że Polska potrzebuje hubu przesiadkowego. To projekt spóźniony o jakieś 15−20 lat, ale wciąż konieczny. Polska ma fantastyczne położenie geopolityczne. Porty regionalne były bardziej potrzebne Europie Zachodniej. CPK nie powstaje z myślą o Polakach. Centralna Polska to dogodny punkt przesiadkowy dla Azji Środkowej. Ruch do obsłużenia jest i będzie rósł. To fakt. Lepiej być na to przygotowanym i konkurencyjnym dla innych portów lotniczych świata.
Rozmawiał Mariusz Gryżewski
Dodaj komentarz