Mniej urzędu, więcej działania
Wcale mnie nie dziwi, że niektórzy próbują zrobić zamach i na NGO, i na samorządy. To dziś jedyne obszary, gdzie nieskrępowanie może kwitnąć demokracja. Dlatego chcę zaprosić do działania − nie tylko w celu kontynuowania dobrej współpracy, ale również po to, żeby oprzeć się zmasowanemu atakowi na organizacje społeczne i na samorządy. Razem damy radę. Razem przywrócimy normalność – apeluje dr Marcin Jurzysta, prezes inicjatywy społecznej Dziś dla Jutra.
Jaka jest kluczowa rola i odpowiedzialność organizacji społecznych w obecnej rzeczywistości i dlaczego warto angażować się w ich inicjatywy?
Marcin Jurzysta: Na podstawie wieloletniego doświadczenia w sferze działalności społecznej i prawie dwuletniego jako prezes IS DDJ widzę, że najwięcej do zrobienia jest ciągle w dziedzinie opieki zdrowotnej. Ciągle zgłaszają się do nas różne instytucje zajmujące się przewlekle i nieuleczalnie chorymi. W naszym stowarzyszeniu działamy również na rzecz osób z niepełnosprawnościami, jak i tych, którzy mają ograniczony dostęp do lekarza. Oprócz tego dostrzegamy problemy osób wykluczonych, to zapisaliśmy w naszym statucie na pierwszym miejscu. Mam tu na myśli wykluczenie w sferze edukacji, dostępu do kultury czy nowych technologii. Ostatnio to również wsparcie dla naszych przyjaciół z Ukrainy.
Co zaś się tyczy odpowiedzialności − ciągle powtarzam, że wchodzimy tam, gdzie obecna władza nie może albo nie chce. Członkowie inicjatywy społecznej Dziś dla Jutra to odważni ludzie, którzy nie obawiają się trudnych tematów. Niejednokrotnie z tego powodu jesteśmy sekowani ze strony tych, którzy takiej odwagi nie mają. I chcę takim malkontentom wyraźnie powiedzieć, że niezależnie od wszystkiego robię swoje, a jeśli ktoś nie chce lub nie potrafi, to przynajmniej niech nie przeszkadza innym.
Jakie znaczenie ma dialog i współpraca sektora NGO z otoczeniem, w tym samorządami terytorialnymi?
Marcin Jurzysta: No właśnie, o tym dialogu ciągle mówię. To tak jak z Jurkiem Owsiakiem czy Janiną Ochojską. Ktoś może ich lubić lub nie lubić, ale nie można zaprzeczyć, że są to ludzie skuteczni w tym, co robią. Stąd hejt na nich jest po prostu niewytłumaczalny. Tak samo jest z innymi organizacjami NGO, które są dziś solą w oku obozu władzy. Uświadamiamy bowiem, jak wielkie są potrzeby i jak można je załatwić. Dlatego o wiele lepiej wygląda współpraca z samorządem, który dziś, w dobie kryzysu, dysponuje mniejszymi środkami, a więc rozumie, że takie organizacje, jak Dziś dla Jutra, są ważnymi partnerami.
Mam szczęście, że współpracuję z wieloma samorządowcami województwa podkarpackiego, włodarzami dużych miast, w tym z prezydentem Rzeszowa, burmistrzem Dębicy, wiceprezydentem Tarnobrzega, prezydentem Krosna, ale i mniejszych miasteczek oraz małych gmin. Współpracujemy z radnymi różnych szczebli. Cieszę się, że w zarządzie naszej Inicjatywy też jest czynny samorządowiec.
Na ile działania organizacji pozarządowych i samorządów pokrywają się? Czy podmioty te grają do jednej bramki?
Marcin Jurzysta: Grają do jednej bramki, bo NGO-sy nie są przeciwko żadnej władzy. Tyle że decydenci z władzy centralnej tego nie rozumieją. Samorządowcy natomiast wiedzą, że my się dobrze uzupełniamy. Takiego podejścia do samorządu terytorialnego nauczył mnie mój tata, który przez 20 lat był samorządowcem. W słusznej sprawie potrafił dogadać się z każdym. Mnie przyświeca podobna idea. I dopóki w samorządach nie będzie wielkiej polityki, nasze wzajemne relacje będą się dobrze układały.
Jakie problemy są dziś w pana odczuciu najdotkliwiej odczuwane przez społeczeństwo, niezależnie od światopoglądu i zapatrywań politycznych?
− Wykluczenie, wykluczenie i jeszcze raz wykluczenie. Jak wspomniałem, ma ono różne oblicza, od wykluczenia dotyczącego niepełnosprawności, rasy, koloru skóry, wyznania, po wykluczenia ekonomiczne, a co za tym idzie − komunikacyjne, edukacyjne, infrastrukturalne. Drugim problemem jest na pewno kryzys finansowy. Niestety w tym obszarze sektor NGO niewiele może zrobić. Ważne, by łączyć siły. Dlatego moje stowarzyszenie tak intensywnie współpracuje z takimi organizacjami, jak Caritas, Fundacja Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci, Stowarzyszenie Szansa 21, Towarzystwo Wspierania Młodych Talentów „Kopernik”.
Czy będąc aktywnym w różnych środowiskach od biznesu po samorządy, widzi pan przestrzeń do dialogu i współdziałania ponad podziałami?
Marcin Jurzysta: Tak. To było widoczne podczas ostatnich wyborów na prezydenta Rzeszowa. Widzę tę przestrzeń również teraz. I inne organizacje społeczne też to widzą. Szkoda, że politycy w tej sprawie tak hamletyzują. W Dziś dla Jutra spotkali się działacze o naprawdę różnej proweniencji politycznej, reprezentujący różne środowiska, różne profesje. Są ludzie w różnym wieku, którzy pokazują, że pomimo różnic można świetnie współpracować. Mogę zatem zadeklarować, że jeśli politycy naprawdę chcą wiedzieć, jak można się dogadać, to drzwi mojej organizacji stoją otworem. DDJ może być tą przestrzenią dialogu i wypracowania wspólnego stanowiska do działań społecznych, ale i politycznych. Wie pan dlaczego nie mam problemu w relacjach? Bo po prostu lubię ludzi, dlatego gdziekolwiek DDJ przychodzi, tam spotyka się z życzliwością. Chciałbym, aby to właśnie z Podkarpacia poszedł sygnał, że opozycja się jednoczy, nie tylko po to, by przejąć władzę, ale by wreszcie wykonać tę ogromną pracę zaprzestania antagonizowania społeczeństwa.
Od lat walczy pan z szeroko rozumianym wykluczeniem. Czy w przestrzeni publicznej widać pozytywne zmiany i efekty działań na rzecz wyrównywania szans?
Marcin Jurzysta: I tak, i nie. Na pewno wiele architektonicznych barier jest niwelowanych, ale też nie wszystkie. Natomiast jeszcze bardzo wiele jest do zrobienia w kwestii naszej mentalności. Mówiła o tym niedawno redaktor Renata Kijowska w reportażu „Tacy sami”. Wydaje mi się, że nasze społeczeństwo wyklucza, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Ludzie chętnie pomagają, wrzucają do puszek, wyrażają litość. Osoby z niepełnosprawnościami nie chcą litości. Chcą być traktowani jak pełnoprawni obywatele. Niestety w dalszym ciągu mam sygnały, że np. osoba niesłysząca otrzymała informację podróżną wyrażoną werbalnie, a osoba z niepełnopsrawnością ruchową została jako ostatnia wpuszczona do autobusu. Nieraz słyszę, że osoby na wózkach są bez pytania przestawiane, gdy przeglądają coś na półkach sklepowych, że rozmawia się o nich bez ich udziału, tak jakby nie rozumiały, co się do nich mówi. Tak nie może być. Mamy XXI wiek, a osoby z niepełnosprawnością powinny być traktowane podmiotowo. Kiedyś sam byłem świadkiem, gdy jeden prominent pogłaskał po głowie czterdziestoletnią kobietę tylko dlatego, że ta siedziała na wózku inwalidzkim, a inny wyrażał wdzięczność szkole integracyjnej, że przyjmuje dzieci z „defektami”. To jest właśnie wykluczenie, niezamierzone, ale jednak wykluczenie.
Jest pan nie tylko działaczem społecznym, ale również nauczycielem. Jak z tej perspektywy postrzega pan polski system oświaty i atrakcyjność zawodu nauczyciela?
Marcin Jurzysta: Trudno dziś mówić o atrakcyjności zawodu nauczyciela. I nie chodzi tu tylko o satysfakcję finansową, chociaż to nie jest bez znaczenia. Ale gdy do bardzo niskich zarobków, nieporównywalnych z nakładem pracy, dodamy fakt, że nauczyciel jest dziś przede wszystkim urzędnikiem, wypełniającym tony dokumentów, które niejednokrotnie przesłaniają ucznia wraz z jego potrzebami, to trzeba głośno powiedzieć, że nie tędy droga. Wiele mówi się dziś o edukacji włączającej, a jednocześnie niewielu rozumie, czym ona jest i jak sprawić, by ta idea stała się realną funkcją szkoły. Świetnie to pokazuje pani Teresa Mierzwa, nauczycielka z powiatu stalowowolskiego, z którą współpracuję w tej sprawie.
To, co się dzieje w polskiej edukacji, jest bardzo frustrujące. Polski system oświaty jest po prostu niewydolny, nie przygotowuje do życia, zabija kreatywność. Kładzie nacisk na „odbębnianie pańszczyzny” w zamian za jeszcze bardziej absurdalny kanon nagród i konsekwencji. I tak się dzieje łącznie z oceną z zachowania i religii. Przeraża mnie, gdy słyszę od uczniów, że „muszą odrobić wolontariat”. W takie ramy nas wrzuca system, który na dodatek staje się coraz bardziej upolityczniony. Nie dziwmy się więc, że nauczyciele odchodzą z zawodu. Na szczęście prezydent utrącił kolejny Lex Czarnek, to byłaby śmierć dla polskiej oświaty.
Nawiązując do nazwy stowarzyszenia, na którego czele pan stoi, co warto dziś potraktować priorytetowo, aby „jutro” Polakom żyło się lepiej?
Marcin Jurzysta: Trzeba zacząć w końcu patrzeć na człowieka jak na człowieka. Nie widzieć go wyłącznie przez pryzmat petenta, pacjenta, ucznia, klienta. Nie wiem, czy sprawiła to izolacja pandemiczna, czy obecny etatystyczny model sprawowania władzy, ale dziś w relacjach nie ma normalności, ludzkiego podejścia. Jest buta, arogancja i ignorancja. Niestety ta władza nauczyła ludzi, że drugiego można poniżać tylko dlatego, że jest się bardziej wpływowym, a przy tym niekoniecznie bardziej kompetentnym.
Poza tym potrzeba nam, jak ja to nazywam, „koszyka dobrych praktyk”, dzięki któremu zrealizujemy pierwsze założenie. Gdy ministrem zdrowia był prof. Zbigniew Religa, modne było określenie „koszyk świadczeń gwarantowanych”. Teraz potrzeba nam takiego koszyka zasad postępowania społecznego, które są pomocne na co dzień. Powinny znaleźć się w nim takie wartości, jak słowność czy założenie dobrej woli. Jest czymś patologicznym, gdy każdego, kto przychodzi gdziekolwiek z jakąś sprawą, traktuje się jak potencjalnego oszusta czy kombinatora.
Po trzecie postuluję również zasadę: „Mniej urzędu, więcej działania”. Mam bardzo dobre relacje z przedsiębiorcami i doskonale wiem, że oprócz wielu bezsensownych danin przedsiębiorczość hamuje czas spędzany w urzędzie lub nad sprawami urzędowymi. To naprawdę uwłaczające, że przedsiębiorcy, którzy powinni być dziś dla państwa sangrealem, bo z ich kreatywności wszyscy korzystamy, muszą przed okienkiem urzędnika tłumaczyć się, że nie są wielbłądami.
Z jakim przekazem uczestniczy pan w tegorocznym Europejskim Kongresie Samorządów?
Marcin Jurzysta: Chyba z nie bardzo odkrywczym, bo po raz kolejny przekonuję, że organizacje NGO i samorządy są dla siebie najlepszymi partnerami. W ich relacjach widać najgłębsze zaufanie, największe zrozumienie i najskuteczniejszą współpracę. Ciągle powtarzam, że organizacje pożytku publicznego nie istniałyby bez przedsiębiorców. Z samorządami jest trochę inna sytuacja, tu następuje swego rodzaju inercja. Owszem, samorządy mocno nas wspierają, ale my w zamian oferujemy pomoc w obszarach, które są dla nich ważne. Z samorządami świetnie się uzupełniamy. Wcale mnie nie dziwi, że niektórzy próbują zrobić zamach i na NGO, i na samorządy. To dziś jedyne obszary, gdzie nieskrępowanie może kwitnąć demokracja. Dlatego chcę zaprosić do działania − nie tylko w celu kontynuowania dobrej współpracy, ale również po to, żeby oprzeć się zmasowanemu atakowi na organizacje społeczne i na samorządy. Razem damy radę. Razem przywrócimy normalność.
Rozmawiał Piotr Danilczuk
Dodaj komentarz