Inwestycje w transformację energetyczną są konieczne, ale opłacalne
Rozproszone źródła energii wraz z elektryfikacją takich sektorów, jak przemysł, transport czy ciepłownictwo, niosą za sobą konieczność ogromnych inwestycji w sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Tymczasem jako Unia Europejska inwestujemy w tę dziedzinę dwukrotnie za mało. Podobnie ma się sytuacja na rynku globalnym. Międzynarodowa Agencja Energii wskazuje wprost, że to może być wąskie gardło dekarbonizacji – mówi dr Adam Juszczak, starszy doradca w Polskim Instytucie Ekonomicznym, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego.

dr Adam Juszczak, starszy doradcza w Polskim Instytucie Ekonomicznym, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego
Wiadomo, że od dekarbonizacji nie ma ucieczki. Na ile założone ramy czasowe tego procesu są zasadne ekonomicznie? W jakiej perspektywie inwestycje w OZE się zwrócą?
Adam Juszczak: To niełatwe pytanie. Z punktu widzenia klimatu – im szybciej, tym lepiej. W praktyce jednak wiadomo, że zmiany nie przeprowadzimy od razu, bo byłoby to niemożliwe dla naszej gospodarki. Rok 2050 jako cel neutralności klimatycznej wydaje się osiągalny, choć oczywiście poszczególne kraje Europy startują do niego z różnych pozycji. Warto też pamiętać, że nie tylko Europa inwestuje w zielone technologie. Chiny odpowiadają dziś za około połowę globalnych inwestycji w OZE i ponad połowę budowanych na świecie reaktorów jądrowych.
W analizie opłacalności tego procesu należy wskazać kilka zasadniczych kwestii. Pierwszą jest to, że paliwa kopalne stają się coraz droższe i − jak pokazał nam kryzys paliwowo-energetyczny wywołany przez Rosję − niestabilne cenowo w obliczu kryzysów geopolitycznych. Uniezależnienie się od spalania dużej ilości paliw kopalnych należy rozpatrywać nie tylko jako kwestię klimatyczną i środowiskową, lecz także w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. Zwłaszcza że Europa, w przeciwieństwie do np. USA, nie posiada bogatych zasobów paliw kopalnych.
Po drugie nieprawdą jest, że spalanie paliw kopalnych jest tańsze. Według analiz Międzynarodowego Funduszu Walutowego roczne koszty klimatyczne, środowiskowe, zdrowotne i infrastrukturalne związane ze spalaniem paliw kopalnych sięgają nawet 7 proc. globalnego PKB. Te koszty w ogromnej większości nie są ponoszone przez sektor paliw kopalnych − przenosi się je później na podatników w procesie usuwania szkód. System EU ETS po części odzwierciedla te koszty i w przyszłości będą one jedynie rosły. Jak wykazaliśmy w raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Koszty braku dekarbonizacji”, scenariusz, w którym zostajemy przy dominującej roli paliw kopalnych w naszym miksie elektroenergetycznym, jest w perspektywie 2060 r. dla Polski o ponad 25 proc. droższy niż dostępne alternatywy i może skutkować nawet trzykrotnie wyższymi cenami energii elektrycznej za 20−30 lat.
Wreszcie rozsądna dekarbonizacja i rozwój firm związanych z sektorem czystych technologii stają się koniecznością. Jeżeli tego nie zrobimy, odbije się to także na polskich firmach, bo znacznie trudniej będzie im znaleźć odbiorców na produkty z wysokim śladem węglowym.
Czy przyjęty plan odchodzenia od paliw kopalnych pozwala właściwie przygotować się na transformację energetyczną i zazielenienie gospodarki?
Adam Juszczak: Długoterminowo raczej tak, ale w średnim terminie czekają nas pewne wyzwania. Według szacunków PSE z „Planu rozwoju sieci przesyłowej na lata 2025−2034” w latach 30. grozi nam luka wytwórcza wynikająca z wycofania części jednostek węglowych i jednocześnie rosnącego zapotrzebowania na energię elektryczną. Sama rozbudowa OZE nie wystarczy, ponieważ dominują tu tzw. źródła niedyspozycyjne, czyli wiatraki i fotowoltaika. Szacunki PSE wskazują, że do 2030 r. powinno powstać blisko 10 GW mocy dyspozycyjnych, a do 2040 r. – 18 GW. W swoich planach operator rekomenduje więc budowę większej liczby elektrowni gazowych, przedłużenie eksploatacji części istniejących jednostek węglowych i inwestycje w magazyny energii oraz elektrownie biomasowe i biogazowe.
Jakie wiodące problemy napotyka na obecnym etapie strategia wdrożenia technologii związanych z nisko- i zeroemisyjną energetyką?
Adam Juszczak: Powiedziałbym, że są to dwie kwestie. Pierwszą jest fakt, że rozproszone źródła energii wraz z elektryfikacją takich sektorów, jak przemysł, transport czy ciepłownictwo, niosą za sobą konieczność ogromnych inwestycji w sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Tymczasem jako Unia Europejska inwestujemy w tę dziedzinę dwukrotnie za mało. Podobnie ma się sytuacja na rynku globalnym – średnie globalne inwestycje w sieci przesyłowe w latach 2016−2022 wyniosły ok. 700 mld dol., podczas gdy powinniśmy wydać na ten cel ok. 1,2 bln dol. Międzynarodowa Agencja Energii wskazuje wprost, że to może być wąskie gardło dekarbonizacji.
Drugą kwestią jest bilansowanie źródeł niedyspozycyjnych. Elektrownie wiatrowe i słoneczne wymagają utrzymywania mocy, które będą w stanie zapewnić stabilność pracy systemu elektroenergetycznego w przypadku ciemnej flauty, czyli niskiego stanu wietrzności i nasłonecznienia utrzymującego się nawet kilka dni z rzędu. Obecnie do bilansowania systemu w takich sytuacjach wykorzystujemy głównie gaz ziemny i węgiel. Niskoemisyjne alternatywy, w tym magazyny energii czy zielony wodór, to ciągle rozwijające się i drogie technologie, których nie możemy użyć na skalę ogólnokrajową.
Jakie alternatywne źródła energii mają dziś największy potencjał i szansę na powszechne zastosowanie w krajowych realiach?
Adam Juszczak: Bardzo obiecująca wydaje się morska energetyka wiatrowa. To technologia, która spośród źródeł niedyspozycyjnych charakteryzuje się największą stabilnością − wiatr silniej wieje na morzu niż na lądzie. Liczymy też na rozwój energetyki wiatrowej na lądzie, który był zastopowany na kilka lat przez ustawę 10h.
Polska powinna inwestować także w biogazownie i biometanownie. Są to projekty często znacznie mniej kapitałochłonne niż większość alternatyw, a przy tym oferują stabilne dostawy energii. Jednocześnie mogą być one napędzane odpadkami rolniczymi, których w Polsce produkujemy niemało. Załatwiamy więc tu dwie sprawy równocześnie – pozbywamy się odpadów i produkujemy energię.
Do tego należy oczywiście dodać energetykę jądrową, która zastąpi elektrownie węglowe jako stabilna podstawa dla systemu elektroenergetycznego.
Czy OZE zakorzeniło się już w społecznej świadomości na tyle, że odnawialne źródła energii są atrakcyjne nie tylko dla przemysłu, lecz także dla indywidualnych odbiorców?
Adam Juszczak: Tylko w ramach programu mój prąd współfinansowano kupno i montaż ponad 500 tys. paneli fotowoltaicznych o łącznej mocy 3 GW, które znalazły się na dachach polskich domów. Łącznie liczba instalacji prosumenckich na koniec 2024 r. wynosiła według URE ponad 1,5 mln, odpowiadając w 2024 r. za 8,5 TWh energii elektrycznej, co odpowiada ok. 5 proc. rocznego zapotrzebowania Polski na energię elektryczną. Uważam to za całkiem niezły wynik. Pokazuje on, że energetyka obywatelska ma swoje miejsce w systemie elektroenergetycznym.
Czy ceny energii z alternatywnych źródeł są poza aspektem środowiskowym argumentem za przejściem na zieloną stronę mocy?
Adam Juszczak: Od lat widzimy spadek kosztów inwestycji w OZE, zwłaszcza w przypadku fotowoltaiki. Rozsądnie zbudowany system elektroenergetyczny, zapewniający stałą niskoemisyjną podstawę w postaci energetyki jądrowej wraz z OZE – w postaci fotowoltaiki morskiej i lądowej energetyki wiatrowej, ale także biogazowni i źródeł bilansujących, przełoży się na niższe ceny niż w przypadku inwestycji w paliwa kopalne sprowadzane w dużym stopniu zza granicy.
Czy polskie społeczeństwo przekonało się do elektrowni jądrowych, które wkrótce powstaną w Polsce? Jakich argumentów użyłby pan, aby przekonać wciąż nieprzekonanych?
Adam Juszczak: Według badań przeprowadzonych przez ministerstwo przemysłu w listopadzie 2024 r. budowę elektrowni jądrowej popiera ponad 92 proc. Polaków, a blisko 80 proc. nie sprzeciwiłoby się powstaniu takiej elektrowni w swoim sąsiedztwie. To wyniki wyższe nawet od uzyskanych w krajach, gdzie energetyka jądrowa już funkcjonuje. Jakimi argumentami można by przekonać nieprzekonanych? W skali kraju – rozwojem polskiego przemysłu, szybszą dekarbonizacją gospodarki i bezpieczeństwem energetycznym. W skali lokalnej tym, że powiat, w którym powstaje taka elektrownia, staje się jednym z najbogatszych powiatów w Polsce dzięki licznym dobrze płatnym miejscom pracy i wysokim podatkom płaconym przez elektrownię.
Czy zatem należy przyjąć, że inwestycje związane z budową elektrowni atomowych niosą korzyści dla polskiej gospodarki i rynku pracy?
Adam Juszczak: Jak najbardziej. Budowa tylko jednego reaktora to ok. 200 tys. tzw. osobolat (1 miejsce pracy dla 1 osoby przez 1 rok – przyp. red.) pracy, z których ogromna większość będzie wygenerowana w Polsce. Jeśli spojrzymy z kolei na modele Międzynarodowej Agencji Energetyki Jądrowej, to inwestycja w 2 elektrownie może przełożyć się na nawet 2 proc. długoterminowego wzrostu PKB.
Budowa elektrowni jądrowej to także szansa dla krajowych firm, żeby zdobyć doświadczenie i certyfikaty w jednej z najbardziej rozwiniętych technologicznie branż. To przełoży się później na większy udział w zagranicznych inwestycjach jądrowych, które będą powstawać zarówno w UE, jak i na świecie. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny wraz z Polskimi Elektrowniami Jądrowymi i Bankiem Gospodarstwa Krajowego, polscy przedsiębiorcy na pierwszą inwestycję patrzą przede wszystkim jako szansę na rozwój, a na większe zyski mają nadzieję dopiero przy późniejszych projektach.
Czy mamy wykwalifikowanych specjalistów, którzy podołają temu zadaniu?
Adam Juszczak: Kadry uznane są za jedne z potencjalnych wąskich gardeł rozwoju energetyki jądrowej − nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Z regionu, w którym w ciągu ostatni lat wybudowano jedynie kilka reaktorów, stajemy się regionem, który w ciągu najbliższych 30 lat chce ich wybudować ok. 60. Konieczne będzie intensywne szkolenie nowych kadr, a także próba ściągnięcia osób, które pracują w sektorze jądrowym za granicą.
Jakie perspektywy widzi pan dla wodoru, o którym coraz częściej mówi się dziś w kontekście motoryzacji? Czy wodór jako paliwo stanowi konkurencję dla pojazdów elektrycznych?
Adam Juszczak: Niskoemisyjny wodór ma dużą przyszłość, ale ciągle stanowi mniej niż 1 proc. globalnej produkcji wodoru. Nie wiemy, jak szybko będą tanieć obecne sposoby produkcji bezemisyjnego wodoru, natomiast w pierwszej kolejności wodór będzie moim zdaniem odpowiadał za dekarbonizację przemysłu, zwłaszcza sektorów, w których dekarbonizacja za pomocą samej elektryfikacji jest trudna lub niemożliwa. W przypadku samochodów stawiałbym dziś zdecydowanie na szybko rosnącą branżę pojazdów elektrycznych. Warto jednak wspomnieć, że nie tylko wodór jest niskoemisyjnym paliwem przyszłości. Istnieją spore perspektywy wykorzystania amoniaku jako paliwa lotniczego i morskiego.
Czy z perspektywy eksperta polski rząd sprzyja inwestycjom w zieloną energię, zarówno państwowym, jak i prywatnym – w wymiarze finansowym i legislacyjnym?
Adam Juszczak: Widzimy, że podejmowany jest szereg działań mających na celu dalszą dekarbonizację. Tylko w ostatnim czasie dokonano zmiany ustawy wiatrakowej i przyznano 60 mld zł na budowę elektrowni jądrowej.
Jak aktualna sytuacja geopolityczna rzutuje na perspektywy rozwojowe polskiego sektora energii i bezpieczeństwo energetyczne?
Adam Juszczak: Przede wszystkim zarówno my, jak i cała UE, zdaliśmy sobie sprawę, z czym może wiązać się bezkrytyczne przyjęcie gazu ziemnego, zwłaszcza gazu rosyjskiego, jako tzw. paliwa przejściowego. Oczywiście nie oznacza to całkowitej rezygnacji z jego użycia w elektroenergetyce, ale wiemy, że należy zachować w tym obszarze znacznie większą ostrożność. Na przestrzeni ostatnich lat wzrosło znaczenie solidarności energetycznej i koordynacji polityk w obszarze bezpieczeństwa dostaw. To dobrze dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, która wielokrotnie doświadczała negatywnych skutków wykorzystywania sektora energetycznego, zwłaszcza paliw kopalnych, jako broni stosowanej przez państwa trzecie, w tym Rosję. To z kolei wiąże się ze zmianą nastrojów w Unii Europejskiej i dostrzeżeniem przez wiele państw na nowo konieczności inwestycji w energetykę jądrową.
Drugą istotną kwestią jest to, że rok 2022 wymagał od nas znaczącego pogłębienia procesu dywersyfikacji dostaw paliw. Dzięki temu na przyszłość będziemy bardziej odporni na zaburzenia geopolityczne.
Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj
Dodaj komentarz