Menu
Menu

Konflikty w Azji – II cześć wywiadu z prof. Waldemarem J. Dziakiem

Konflikty w AzjiKonflikty w Azji – II cześć wywiadu z prof. Waldemarem Janem Dziakiem

Waldemar Jan Dziak; prof. zw. dr hab.; kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Globalnego i Studiów Strategicznych Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

Z prof. Waldemarem J. Dziakiem rozmawia Wojciech Ostrowski

 

 

Panie Profesorze, konflikty w Azji tlą się w wielu miejscach. Który z nich uważa Pan za najbardziej niebezpieczny dla regionu: koreański, konflikty na Morzu Południowochińskim czy chińsko-indyjski?

Nie można odpowiedzialnie stwierdzić, który z nich jest najpoważniejszy. Konflikty w Azji – azjatycka szachownica jest bardzo skomplikowana poprzez sieć formalnych i nieformalnych powiązań. W zasadzie nie wyobrażamy sobie konfliktu chińsko-indyjskiego bez zaangażowania Stanów Zjednoczonych. Nie wyobrażamy sobie, też, że w konflikt chińsko-japoński nie zostaną automatycznie wciągnięte Stany Zjednoczone.

Dziś najpoważniejszym problemem jest sprawa północnokoreańskich zbrojeń atomowych i rakietowych. Powtarzam to od miesięcy, więc powiem jeszcze raz: północnokoreański program atomowy odnotował sukces w 2017 roku. Jest to jednak ukoronowanie wysiłków trzech pokoleń Koreańczyków; siedemdziesięciu lat pracy. Korea Północna pracowała nad programem siedemdziesiąt lat!

Radykalne przyśpieszenie nastąpiło po 1990 roku, ale tak naprawdę to było siedemdziesiąt lat. Kto za to odpowiada? Winien jest cały świat. W raportach ONZ możemy wyczytać, że sześćdziesiąt państw – w mniejszym lub większym zakresie – współpracowało z Koreą Północną i pomagało Korei Północnej.

Za sukces północnokoreańskiego programu atomowego jest odpowiedzialny Zachód

Każdy kraj może wspierać KRLD. Na przykład przez to, że ułatwia studiowanie studentom z Korei Północnej, inżynierom, zajmującym się na przykład fizyką jądrową itd. Korei sprzyja też nasza zachodnia otwartość, ale również błędy polityczne przywódców zachodnich, w tym Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, którzy wykazali się wyjątkową naiwnością, niefrasobliwością, nieumiejętnością rozszyfrowania prawdziwych priorytetów północnokoreańskich przywódców.

Najbardziej niepokojący jest błąd historycznego zaniechania. Był czas, moment, że można było ten problem rozwiązać i oni tego nie zrobili. Na przykład roku 1994 r. gdy prezydent Clinton miał plan precyzyjnego, punktowego uderzenia w obiekty atomowe. Korea Północna nie miała wtedy broni atomowej, nie miała jeszcze środków do jej przenoszenia. Związek Sowiecki się rozpadł.

Na czele Rosji stał Jelcyn – prezydent słaby. Stosunki Rosji z Koreą Północną były bardzo złe. Chiny 1994 roku to jeszcze nie były Chiny 2017 roku. To były jeszcze słabe Chiny o małych możliwościach interwencji. A mimo to Ameryka wycofała się, bo jej południowokoreański sojusznik bał się, że w wyniku tego ataku Korea Północna zniszczy Seul.

Dziś mamy w Korei Południowej 50 milionów ludzi, z czego 20 milionów mieszka w Seulu i aglomeracji. Oni się tego bali, ale sam Pan wie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, jak się czegoś nie załatwi w odpowiednim momencie, dochodzi do sytuacji bez wyjścia. Kiedy Hitler doszedł do władzy, można było go powstrzymać. Nie zrobiono tego. Dlatego wybuchła II wojna światowa i zginęło 50 milionów ludzi.

Dziś Korea Północna jest potęgą nuklearną, mają środki przenoszenia. Mogą wystrzeliwać rakiety z łodzi podwodnych, platform podwodnych. Mogą zrzucić bombę z samolotu. Mają jeden z największych arsenałów broni bakteriologicznej.

Sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest groźniejsza niż inne konflikty w Azji, ponieważ stanowi zagrożenie dla całego świata

Na terytorium Korei Północnej trudno jest prowadzić działania wojenne. Mamy tam ponad 5 tys. kilometrów podziemnych tuneli. Są to tunele infiltracyjne, tunele magazyny, podziemne zakłady przemysłu wojskowego albo tunele, którymi wojsko ma się przemieszczać, by uniknąć zwiadu satelitarnego. Kraj ma 1,2 mln żołnierzy pod bronią.

Jeżeli świat nie rozwiąże tego problemu w najbliższych miesiącach – a nie latach – będziemy musieli się pogodzić ze statusem nuklearnym Korei Północnej, co oznacza spadek prestiżu, autorytetu i sojuszniczej wiarygodności Stanów Zjednoczonych. To na pewno osłabi Amerykę, bo z tej potyczki Ameryka wyjdzie jako państwo przegrane.

Przywódcy chińscy powiedzą wtedy: to jest najlepszy przykład, że Chiny są supermocarstwem wschodzącym, a Ameryka schodzącym i że Ameryka jest tylko „papierowym tygrysem”. Zacznie się również wyścig zbrojeń atomowych. Jeżeli zgodzimy się na atomowy status Korei, dlaczego nie mamy się zgodzić na atomowy status Iranu – państwa znacznie bardziej obliczalnego, otwartego?

Jeżeli państwo chuligan – a takim jest Korea Północna – sponsor międzynarodowego terroryzmu, państwo, które sprzedaje narkotyki na światową skalę, podrabia obce waluty, wejdzie w posiadanie broni atomowej, kto nam zagwarantuje, że nie sprzeda tej technologii? Kto nam zagwarantuje, że w sytuacji kryzysu nie sprzedadzą tej broni innemu państwu zbójeckiemu? Po drugie, kto nam zagwarantuje, że nie sprzedadzą tej broni terrorystom?

Jak to wpłynie na rywalizację chińsko-amerykańską? Przegrana Ameryki w Korei Północnej wpłynie na większą asertywność Chin. Wzrośnie pokusa testowania Ameryki, jej zdolności do obrony własnych interesów i interesów sojuszników w Azji.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. czytaj więcej ROZUMIEM