Używana waluta nie przesądza o sukcesie gospodarczym
W długim okresie o wzroście gospodarczym decyduje nie tyle używana waluta, ile produktywność czynników wytwórczych. Kluczowa jest zatem odpowiednia polityka gospodarcza prowadzona na szczeblu krajowym − mówi Arkadiusz Sieroń, doktorem nauk ekonomicznych, pracownik naukowo-dydaktyczny w Instytucie Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, członek zarządu Instytutu Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa.
Czy bezterminowe zobowiązanie do przyjęcia euro z chwilą wstąpienia do Unii Europejskiej jest w ogóle wiążące? Odkładanie tego kroku to słuszna taktyka?
Arkadiusz Sieroń: Ponieważ nie ustalono daty przyjęcia euro, kolejne rządy odkładają to na świętego nigdy. Z punktu widzenia rządzących ma to sens, bowiem większość obywateli opowiada się przeciwko przyjęciu euro. Poza tym z przyjęciem euro wiążą się pewne ryzyka, a dopóki sytuacja gospodarcza w Polsce jest dobra relatywnie do strefy euro, raczej nikt nie będzie myślał o zmianie status quo.
Czy przystąpienie do strefy euro powinno się rozpatrywać w aspektach bezpieczeństwa i ryzyka? Czy wpływ Europejskiego Banku Centralnego na narodową politykę pieniężną związany z wejściem do Eurostrefy jest realnym zagrożeniem?
Arkadiusz Sieroń: Ewentualne przystąpienie do strefy euro wiąże się zarówno z korzyściami, jak i ze stratami oraz ryzykami. Do najważniejszych argumentów przeciwko przyjmowaniu euro zalicza się utratę niezależnej polityki pieniężnej prowadzonej przez NBP na rzecz EBC, który nie kierowałby się lokalnymi potrzebami, lecz sytuacją w całej strefie euro.
Czy jako państwo i społeczeństwo jesteśmy przygotowani na przyjęcie euro i na to, co w praktyce oznacza utrata niezależnej polityki pieniężnej z chwilą przejścia na tę walutę?
Arkadiusz Sieroń: Ponieważ przystępując do strefy euro, Polska utraciłaby możliwość dostosowań kursu walutowego względem sytuacji na rynku wewnętrznym, warto byłoby zwiększyć konkurencyjność i odporność na szoki zewnętrzne. Warto byłoby między innymi uzdrowić finanse publiczne oraz uelastycznić rynek pracy oraz rynek produktów. Wtedy kwestia waluty stanie się mniej znacząca, a ewentualne przyjęcie euro – do czego Polska jest prawnie zobowiązana – mniej kosztowne. Łatwiej byłoby bowiem o dostosowania wewnętrzne – zewnętrzne, w postaci deprecjacji kursu w odpowiedzi na negatywny szok gospodarczy, nie byłyby możliwe w strefie euro.
Czy brak rozstrzygających argumentów przemawiających za zmianą polityki monetarnej lub za pozostaniem przy obecnej walucie był dla pana zaskoczeniem w pracy nad raportem „Wykorzystać niezależność. Euro vs złoty”, opublikowanym w marcu br.?
Arkadiusz Sieroń: Pewnym zaskoczeniem w pracy nad raportem „Wykorzystać niezależność. Euro vs złoty” był brak rozstrzygających dowodów empirycznych na rzecz przyjęcia euro lub pozostania przy złotym. W obu grupach państw UE, zarówno ze strefy euro, jak i spoza niej, można bowiem znaleźć przykłady krajów szybko się rozwijających, jak i takich, które przeżywają poważne problemy gospodarcze. Jednak tak naprawdę obserwacja ta nie jest zaskakująca. Ostatecznie, jak naucza teoria ekonomii, pieniądz to środek wymiany, a nie panaceum na problemy gospodarcze.
Tak samo jak pieniądz nie jest realnym bogactwem, tak używana waluta nie przesądza o sukcesie gospodarczym. W długim okresie o wzroście gospodarczym decyduje nie tyle używana waluta, ile produktywność czynników wytwórczych. Kluczowa jest zatem odpowiednia polityka gospodarcza prowadzona na szczeblu krajowym.
Wspólna waluta unijna ma liczne grono zwolenników, jak i przeciwników. Czy istnieje rozwiązanie zadowalające obie strony i pokazujące, że prawda leży po środku?
Arkadiusz Sieroń: W raporcie wyraziliśmy sceptycyzm wobec przystępowania do strefy euro. Wobec braku silnych argumentów na rzecz przyjęcia wspólnej waluty i braku materializacji spodziewanych korzyści ekonomicznych z przystąpienia do unii walutowej w innych państwach uznaliśmy, że z punktu widzenia zarządzania ryzykiem lepiej zostać przy złotym polskim – chociażby po to, aby lepiej się przygotować na ewentualne późniejsze przyjęcie euro.
Nie oznacza to jednak, że podzielamy opinie, według których dewaluacja waluty jest kluczem do rozwoju gospodarczego. W tym sensie prawda leży po środku: można rozwijać się zarówno w strefie euro, jak i poza nią. Przyjęcie euro wiąże się z ryzykiem, podobnie jak pozostawanie przy walucie narodowej. Ostatecznie bowiem niezależna polityka pieniężna nie jest wartością samą w sobie – polityka NBP może być zarówno lepsza, jak i gorsza od tej prowadzonej przez EBC.
Czy patrząc globalnie na ostatni rok i następstwa pandemii, można jednoznacznie stwierdzić, które państwa – ze strefy euro czy spoza niej – wyszły z kryzysu ekonomicznego obronną ręką?
Arkadiusz Sieroń: Za wcześnie na deklaratywną odpowiedź. Dotychczasowe dane pokazują jednak, że kluczowa była struktura gospodarcza, a nie używana waluta. Najbardziej ucierpiały kraje z dużym sektorem usług wymagających bezpośredniego kontaktu, takim jak turystyka, gastronomia itp., czyli głównie kraje południa.
Jeśli miałby się pan pokusić o przewidywania, jak widzi pan przyszłość Polski w kontekście systemu walutowego: zostaniemy przy złotym, czy wprowadzimy euro, a jeśli do tego dojdzie, to w jakiej perspektywie?
Arkadiusz Sieroń: W dającej się przewidzieć przyszłości zostaniemy przy złotym. Opinia publiczna opowiada się za takim rozwiązaniem. Temat nie jest w agendzie żadnej kluczowej partii politycznej. NBP rozważa zaś wprowadzenie kolejnego banknotu − o nominale 1000 zł, więc nic nie wskazuje, abyśmy mieli szybko wprowadzić euro.
Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj
Dodaj komentarz